Dwa dni po wyborach europejskich odbyło się nieformalne spotkanie Rady Europejskiej. Premierzy mieli się zastanowić wstępnie, co z tych wyborów wynika szczególnie pod kątem obsady tzw. top jobs w UE, czyli najwyższych stanowisk. W tej chwili głównie mówi się o przyszłym szefie Komisji Europejskiej. Parlament Europejski stoi twardo na gruncie procedury Spitzenkandyatów, o czym przypomniał szefom rządów szef Parlamentu Antonio Tajani: Większość przedstawicieli grup w Parlamencie popiera procedurę Spitzenkandydatów. To zresztą jest tradycyjne stanowisko Parlamentu. Manfred Weber, kandydat chadeków oczywiście akcentował, że poparcie dla tej procedury oznacza poparcie dla tego polityka, którego grupa polityczna wygrała wybory, czyli w tym wypadku… dla niego. Ale inni nie tak rozumieją procedurę i wolą mówić o takim kandydacie, który uzyska parlamentarną większość. Stąd Udo Bullman, lider socjalistów mówił tak: Moje stanowisko jest jasne, walczymy, by Frans Timmermans został następnym szefem Komisji Europejskiej i z każdym dniem widzę, że rosną szanse na to, by ta kandydatura uzyskała większość w Radzie, ale też w Parlamencie Europejskim. Przyjeżdżając na szczyt Rady Europejskie, kanclerz Angela Merkel potwierdziła, że na tę chwilę Manfred Weber jest jej faworytem jako kandydat Europejskiej Partii Ludowej. Ale po samym spotkaniu okazało się, że nic nie jest przesądzone, co potwierdziła pani kanclerz: Nie rozmawialiśmy dzisiaj o konkretnych nazwiskach, zresztą nie taki był cel. Miałam też dwustronną rozmowę z Emmanuelem Macronem. Nie jest tajemnicą, że idea Spitzenkandydatów nie jest jego ulubionym konceptem. Ale musimy też pogodzić się z pewnymi faktami. A podstawowy jest taki, że grupa Europejskiej Partii Ludowej jest po wyborach najsilniejszą grupą w Parlamencie Europejskim. Jasne też jest, że nie ma ona większości w Parlamencie i każdy musi się zastanowić, jak to rozwiązać. Zgodziliśmy się, że dzisiaj nie powinno się podejmować ostatecznych decyzji. Rzeczywiście przywódcy zgodzili się podczas spotkania jedynie co do generaliów. Uznając stanowisko parlamentu i wynik wyborów - jak to powiedział Donald Tusk : Nie będzie tu automatyzmu. Ale jednocześnie nikogo się nie wyklucza. Bycie kandydatem wiodącym nie oznacza dyskwalifikacji, przeciwnie, to raczej wzmacnia szanse takiego kandydata. Zapis w traktacie stanowi jasno: Rada Europejska powinna zaproponować, a Parlament Europejski powinien wybrać, a to oznacza, że przyszły przewodniczący Komisji Europejskiej musi zdobyć poparcie obu instytucji: kwalifikowaną większość w Radzie i zwykłą większość w Parlamencie. Donald Tusk dodał, że rozmawiano oczywiście o innych kryteriach i zasadach jak równowaga geograficzna, płci i polityczne pochodzenie kandydata. Słowem gra się zaczęła i z pewnością będzie budzić w brukselskiej bańce sporo emocji. I o tej dalszej rozgrywce, możliwych scenariuszach mówił w audycji Janusz Lewandowski, były komisarz, poseł do PE obecnej kadencji ale też już przyszłej!