W końcu udało się. Rada Europejska podjęła decyzję o wyborze kandydatów na główne stanowiska w UE. Na jej zakończenie Donald Tusk mówił: "Zaproponowaliśmy Ursulę von der Leyen jako następną przewodniczącą Komisji Europejskiej i nominowaliśmy Christine Lagarde jako kandydatkę na przewodniczącą Europejskiego Banku Centralnego. Wybraliśmy Charles’a Michela na przyszłego przewodniczącego Rady Europejskiej, prowadzącego unijne szczyty, a także nominowaliśmy Josepha Borrella jako kandydata na funkcję Wysokiego Przedstawiciela Unii ds. Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa. Teraz to Parlament Europejski musi zdecydować, czy Ursula von der Leyen przewodniczącą Komisji zostanie. Jeśli tak, będzie ona pierwszą kobietą na czele Komisji Europejskiej". Wybór był prawie jednomyślny, bo tylko kanclerz Merkel wstrzymała się od głosu w sprawie swojej zaufanej minister obrony Ursuli von der Leyen. Do wielkiej piątki stanowisk w Unii brakowało już tylko nowego szefa Parlamentu Europejskiego. Tego poznaliśmy w środę, 3 lipca, po drugiej rundzie głosowań, o czym poinformował dotychczasowy szef izby Antonio Tajani: "Szanowny pan Sassoli otrzymał bezwzględną większość oddanych głosów. David Sassoli jest nowym przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Gratuluję panu wyboru, życzę wszystkiego najlepszego podczas wykonywania mandatu i zapraszam do objęcia przewodnictwa obrad Parlamentu Europejskiego". Tak więc Włoch chadek, przekazał władzę Włochowi socjaliście. Nieco później pani Ewa Kopacz została jedną z 14 wiceprzewodniczących, pan Zdzisław Krasnodębski nie zdobył tej funkcji, a pan Karol Karski utrzymał stanowisko kwestora. W czwartek 4 lipca do Parlamentu przybył Donald Tusk, by zgodnie z tradycją i wymogiem poinformować posłów o ustaleniach szczytu Rady: "Podczas ostatniego szczytu udało się nam zbudować konsensus. Zajęło to nam trzy dni, ponieważ chciałem być pewny, że każde państwo, duże lub małe, z każdego zakątka Europy było z nami, kiedy decydowały się sprawy przyszłego przywództwa w Unii. Ale oczywiście ciągle jest przestrzeń do poprawek, jeśli chodzi o reprezentantów ze Wschodu w całej architekturze europejskich stanowisk. Szczególnie, że kilku premierów z rodziny socjalistów podjęło zobowiązania co do geograficznej równowagi w Parlamencie Europejskim". Nie tylko dlatego, że geograficznej równowagi ostatecznie nie ma, ale też z powodu całkowitego nieuwzględnienia przez Radę zasady Spitzenandidaten, czyli powiązania wyniku wyborów europejskich z obsadą głównych stanowisk, posłowie wyrażali w tej sprawie niezadowolenie. Iratxe García Pérez, nowa przewodnicząca grupy socjalistów, zauważyła, że "w majowych wyborach, obywatele Europy przesłali jasny komunikat: wierzą w projekt europejski, ale domagają się zmiany. I mogę zapewnić Europejczyków, że moja grupa polityczna jest zdeterminowana, by takiej zmiany dokonać. Dlatego uważamy, że to Frans Timmermans powinien stanąć na czele Komisji, ponieważ był Spitzenkadydatem i udałoby mu się zdobyć większość w Parlamencie Europejskim oraz reprezentował te zasady, które sami żeśmy ustanowili". Na to poseł Marco Zanni z grupy Tożsamość i Demokracja powiedział: "Jeśli naprawdę Parlament chce być poważnie traktowany, jeśli naprawdę Parlament lub przynajmniej parlamentarna większość chce bronić zasady kandydata wiodącego, to słowa powinny pójść za czynami. Jeśli naprawdę chcecie być spójni, możecie po prostu zagłosować przeciwko kandydatowi na szefa Komisji Europejskiej wskazanemu przez Radę". Czy PE zdecyduje się na taki krok? O tym mówiła w Magazynie Europejskim pani Danuta Hübner, była komisarz i posłanka od trzech kadencji.